Nie zgubić Bożego Narodzenia

Nie zgubić Bożego Narodzenia

Boże Narodzenie… Jest jeszcze czas, by odnaleźć to, co zagubione. Zabłąkaną nadzieję, wiarę w człowieka, w dobre jutro. W dobre teraz. To czas, w którym łzy mogą zamienić się w uśmiech, a strach w ukojenie. Jeśli tylko zdążymy rozpoznać Go w porę. Rozpoznać Mesjasza. Jak Maryja i św. Józef. Jak Trzej Królowie. Jak Pasterze…

Gdy byłam dzieckiem, bardzo lubiłam, kiedy w Wigilię gromadziliśmy się wszyscy w domu mojej Babci, z kuchni dobiegały odgłosy ostatnich przygotowań do wieczerzy, choinka była już prawie ubrana, świat otulał biały puch i powoli zapadał zmrok. Pierwsza gwiazdka być może była, ale nigdy jej nie widziałam osobiście, bo chmury były zbyt gęste albo ja zbyt zaabsorbowana tym, co ma się za chwilę wydarzyć.

Pod choinką obowiązkowo był mały kartonowy domek. Trzeba było jedną lampkę skierować do jego wnętrza, by światło choinki odkryło w nim prawdziwe cudeńka. W kominku płonął kartonowy ogień a tuż obok mieniło się wszystkimi kolorami przepiękne drzewko z najwspanialszymi ozdobami, jakie kiedykolwiek widziałam. Nasza choinka była dużo uboższa, ale równie piękna.

W domku widoczny był piękny stół, nakryty do wieczerzy, i krzesła dla kilkuosobowej rodziny. Pod choinką św. Mikołaj zdążył rozłożyć prezenty, pięknie opakowane w kolorowy papier. Były naprawdę imponujące. Z lewej strony schody prowadziły na piętro. Wyobrażałam sobie, że jest tam równie pięknie, jak w salonie na dole.

W tle była kuchnia z zarysowanymi sylwetkami kartonowej rodziny, kończącej przygotowania do kolacji – mamy i taty, śmiejących się dzieci, babci i dziadka, i kręcącego się między nogami psa, radośnie merdającego ogonem. Można było niemal usłyszeć ich śmiech i radosny gwar, towarzyszący ich krzątaninie. Na parapecie okna, na którym mróz wyrysował wspaniałe esy-floresy, drzemał kot. Pełnia szczęścia.

Lubiłam zaglądać przez to maleńkie foliowe okienko do tego kartonowego domku. I wzdychałam głęboko, marząc, że kiedyś będę miała taki dom. Równie szczęśliwy i bezpieczny. Tęskniłam.

Tymczasem mój świat, choć niedoskonały, poraniony i niekompletny, był mimo wszystko szczęśliwy. Realnym szczęściem. I prawdziwą miłością. Mojej Mamy, Babci, moich cioć i wujków, i ich rodzin. Szczególnie wyraźnie czułam to właśnie w Wigilię, która gromadziła nas wszystkich pod dachem domu mojej Babci…

Kiedyś, gdy wieczorem szłyśmy z Mamą ulicami miasta, a pod nogami skrzypiał śnieg i okna mijanych domów i mieszkań rozbłysły światłami, Mama powiedziała coś bardzo ważnego. Coś, co pamiętam do dzisiaj i wiem, że jest w tym wiele prawdy. Powiedziała, że w każdym oknie rozgrywa się prawdziwe życie. W jednym oknie ktoś właśnie się śmieje, w innym – płacze. W kolejnym ktoś się kłóci, a obok być może ktoś się godzi. W tamtym ktoś czuje się bardzo samotny, a w następnym jest chory i cierpiący. Tyle, ile jest okien, tyle jest trosk, problemów i uczuć. Chciała mnie wówczas pocieszyć. A ja zrozumiałam, że super-idealny dom może być tylko taki, który namalowany jest na kartonie, gdzie malarz uchwycił chwilę pełnego szczęścia, tę sekundę oddechu od zgiełku codzienności, która być może nigdy już się nie powtórzy. A może powtórzy się, ale już nie taka sama. I nie taka idealna. I że to od nas tak naprawdę zależy, żeby w oknie naszego domu zabłysło światło miłości i ciepła. I bezpieczeństwa. Przestałam tęsknić.

Boże Narodzenie… Gdy się zbliża, w naszych sercach powstaje pragnienie przeżycia tego świętego czasu tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Jeszcze pełniej, lepiej, radośniej. Być bliżej tych, których kochamy i zdążyć pojednać się z tymi, którzy zranili. I których my zraniliśmy. Zadbać o prezenty, o porządek w domu, o potrawy, które pamiętamy z dzieciństwa. Pragniemy żeby wszystko wokół pachniało najpiękniej, jak tylko może pachnieć świat w Boże Narodzenie. Pomarańczami. Goździkami. Choinką. Żeby po prostu pachniał dobrocią. I poczuciem bezpieczeństwa. I miłością.

Spieszymy się, bo czasu coraz mniej, a przecież nie możemy zapomnieć o najważniejszym. Żeby w porę rozpoznać tego, Którego Słowo stanie się Ciałem. I żeby tego nie przegapić. Tej jednej, szczególnej chwili, kiedy Król królów zstąpi z Nieba, by spocząć w żłóbkach naszych serc. Pośród naszych trosk i radości. Bo nawet jeśli nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę, to gdzieś w głębi serca czujemy, że wtedy nasze życie nabierze sensu. I wszystko się zmieni. I nie będziemy już smutni, bezradni i opuszczeni. Bo raz przyjęty do serca Jezus będzie naszą nadzieją w zwątpieniu, pocieszeniem w strapieniu, uzdrowieniem w chorobie, towarzyszem w samotności i przebaczeniem w chwilach zranienia.

Pragniemy uczynić to z jak największą godnością i być w pełni przygotowani na Miłość, jakiej wcześniej nie znał świat.

Gdy Święta mijają, czasami budzi się w nas tęsknota, że nie zdążyliśmy. Że coś nam umknęło, zaprzątnęło myśli. I koniecznie następnym razem przeżyjemy je godniej. Pełniej.

Życzę nam wszystkim, aby Boże Narodzenie stało się udziałem każdego z nas. By Nowonarodzone Dziecię znalazło Swój dom w naszych rodzinach. I by przez okno naszych serc patrzyło na wszystko, co się wokół nas dzieje, i błogosławiło nam.

I by pozostało w naszych sercach na zawsze. Byśmy nie tęsknili za kolejnymi Świętami, ale tegoroczne w kolejnych umacniali.

Radosnych Świąt Bożego Narodzenia!