
Bez kompromisu
Trudno jest być chrześcijaninem. Trudno jest być katolikiem. Takim prawdziwym. Radykalnym i bez kompromisów. Gorącym na Słowo i zimnym na wszystko, co od Niego oddala. Nawet o milimetr. Dużo łatwiej jest być letnim. Niby wierzącym, ale nie praktykującym. Niby słuchającym nauczania Kościoła, ale wybiórczo. Niby kochającym, ale pozwalającym sobie na nienawiść, zemstę i brak przebaczenia.
Bp Wiesław Mering stwierdził:
„Dziś Kościoła nie osłabiają prześladowania, ataki na kapłanów, czy próba wyeliminowania Boga z życia publicznego. To, co najbardziej osłabia Kościół, to obojętność i letniość samych chrześcijan, którzy nie są przekonujący w dawaniu świadectwa, którzy nie są wyrazistymi uczniami Pana.” (*
O, życie katolika nie jest wcale łatwe! Prawdziwy hardcore. Katolik musi trzymać się kurczowo Słowa i trwać w wierze, choćby zwątpił cały świat. I ciągle musi wybierać między dobrem i złem. A czasami między dobrem a czymś, co jest nie do końca dobre. I nie może udawać, że coś jest dobre, skoro jest złe. I pilnować się musi, by się w tym nie ubabrać. Musi być silny i odważny, żeby nie dał się porwać nurtowi marginalizacji Słowa i spłycania Jego znaczenia. Musi być wierny do końca. I walczyć z pokusami. I podnosić się, gdy upadnie. I nieść krzyż, gdy przyjdzie czas. I być w tym wszystkim radosny też musi. I posłuszny…
O nie nie, wcale nie musi. Po prostu chce. Inaczej nie dałby rady iść pod prąd, podczas gdy większość płynie z nurtem. O tak, chrześcijaninem może chcieć być tylko prawdziwy twardziel. Człowiek z zasadami. Honorowy. Odważny. I pokorny zarazem. Pełen miłości i zaufania. Prostolinijny. Szczery i uczciwy.
Nie jest łatwe życie katolika. Wszędzie zakazy. I mało przyjemności. Halloween nie, mięso w piątek nie, tatuaże nie, pornografia nie, rozwody nie, wolne związki nie, masonizm nie, oszustwa nie, tarot nie, bioenergoterapia nie, homeopatia nie, różdżkarstwo nie, New Age nie. Joga też nie i karate nie. Ostatnio to już nawet Empik nie.(**
I wreszcie andrzejki nie. Bo wróżby też nie.
Jeśli chodzi o andrzejki, to osobiście przekonałam się już w dzieciństwie, że są głupie. Nie pamiętam ile miałam lat. Chodziłam jeszcze do podstawówki (wtedy jeszcze 8-klasowej). W każdym razie byłam juz na tyle rozsądna i samodzielna, że mogłam przez kilka godzin zostawać sama w domu. Tamtego dnia moja mama musiała wyjść po południu do szkoły na zabawę andrzejkową. Organizowała ją klasa, której mama była wychowawczynią. A żebyśmy z moją trzy lata młodszą siostrą nie czuły się poszkodowane, na szybko zrobiła nam andrzejkową rundkę z laniem wosku i odczytaniem cieni na ścianie. Szybko i krótko. A ja mogłabym tak godzinami… Czułam niedosyt, dlatego gdy tylko drzwi się za mamą zamknęły, wpadłam na szaleńczy pomysł kontynuacji naszych wróżb. Wosk był jeszcze ciepły ale postanowiłam go podgrzać. Nie mając dobrego wyczucia, zagotowałam go do stopnia wrzenia, który jak wulkan wylewał z siebie lawę na wszystko, co było w kuchni, bo nie było sposobu podejść do kuchenki, żeby wyłączyć gaz. Pamiętam, że mama nie była zadowolona, i do późnej nocy musiałam zdrapywać wosk ze ścian, podłogi, sufitu, po prostu z całej kuchni. Tak naprawdę tylko próbowałam, bo całą robotę wykonała za mnie ostatecznie mama, ale raz na zawsze odechciało mi się wróżb. I mamie też. Po prostu znielubiłyśmy andrzejki na zawsze, na nasze szczęście. Wtedy przez konieczność sprzątania po nich, teraz odrzucamy wróżby świadomie. W mojej rodzinie odrzucamy je wszyscy w pełni i z premedytacją. Nawet dla zabawy. Tamten incydent dał nam wszystkim do myślenia. Ale dodatkowo teraz mamy tego większą świadomość. Weszliśmy na nasz hardcore level 🙂
Bo z tymi nakazami i zakazami Boga to jest trochę tak, jak z nakazami i zakazami kochającego ojca lub matki. Żaden rodzic nie chce dla swojego dziecka źle. Poucza, upomina, tłumaczy, przestrzega. Do znudzenia. Prawie na każdym kroku. To złe, tamtego nie wolno. Bo można się poparzyć. Bo można upaść i złamać rękę. Bo trzeba się uczyć w szkole. Bo nie wolno chodzić na wagary. Bo, bo, bo… Robi to, bo chce, żeby jego dziecko wyrosło na ludzi, żeby było dobrym człowiekiem, żeby nie zmarnowało życia.
Bóg chce tego samego dla nas, ale jeszcze bardziej. Bo jest doskonalszy i kocha nas bardziej niż najlepsza matka i ojciec. Dlatego przestrzega nas: „unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5, 22).
I tylko dzięki temu okazuje się, że tak naprawdę ten nasz hardcore level to jest w istocie sweet light level. Bo jest to najbezpieczniejsza droga. I wbrew pozorom najłatwiejsza. Bo nie musimy iść nią sami. Bo idzie z nami Bóg i prowadzi nas za rękę. I opiekuje się nami. I daje wszelkie potrzebne łaski, żebyśmy doszli z Nim do końca. I nie zboczyli z niej ani o milimetr. Musimy tylko się na tę drogę zdecydować. I pragnąć nią iść. Bez kompromisu, który podsuwa świat.
Amen? 🙂
——————————————————
*) https://www.biblijni.pl/czytania/3243_z_powodu_mojego_imienia_bedziecie_w_nienawisci_u_wszystkich_lk_21_17.html
**) omijam szerokim łukiem wszystko, co odwołuje się do wartości, z którymi się nie zgadzam i które mają choćby pozór zła (w bożonarodzeniowej kampanii Empiku w 2014 r. zatrudniono satanistę p. Darskiego oraz p. Czubaszek, która o aborcji swoich dzieci mówi „cudownie, że to zrobiłam”)