Wierzę, ale…?

Kadr_filmu_Pasja_Mela_2250346

– Czy wierzysz?

– Tak, oczywiście, co za pytanie.

– A w co wierzysz?

– No jak to, w co. Raczej w kogo, prawda? W Boga wierzę.

– A jaka jest twoja wiara?

– Jak to jaka, normalna – co niedzielę chodzę do kościoła, nie kradnę, nie zabijam.

– Czy uważasz siebie za chrześcijanina?

– No raczej.

– Co według ciebie znaczy być chrześcijaninem?

– Hmm… czy ja wiem…

– Chodzi o to, że dla mnie, na przykład, chrześcijanin to uczeń Jezusa. To ktoś, kto kocha tak jak On.

– Hmm… no dokładnie.

– Czy tak właśnie kochasz?

– Wiesz… to trudne pytanie… hmm… chyba tak.

– Czy oddałbyś swoje życie za wiarę?

– A coś ty taki zasadniczy? To byłoby głupie w mojej sytuacji, prawda? Słuchaj, mam rodzinę, żona nie pracuje, troje dzieci, kredyt na mieszkanie spłacamy. Rodzina mnie potrzebuje. Zresztą mogę wierzyć w sercu, nie muszę się od razu przyznawać do tego jakiemuś psychopacie.

– No dobrze, ale gdyby ten psychopata kazał ci wyrzec się Krzyża lub zmienić wyznanie pod groźbą śmierci, co byś zrobił?

– Och, daj spokój, nam to raczej nie grozi.

– A gdyby chodziło o twoją rodzinę, gdyby to im ktoś groził. Czy też broniłbyś ich tylko w sercu?

– Ale wymyślasz. To zupełnie co innego.

– Pamiętasz? Jezus powiedział: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.” (Mt 10, 37-39).

– Tak, tak, jasne, człowieku, ale to nie jest takie proste. Życie nie jest zero-jedynkowe. Żeby wierzyć nie trzeba zaraz życia tracić. Można wierzyć na inne sposoby.

– No dobrze, ale na jakie?

– Eeee… człowieku, daj mi spokój!

Łatwo jest powiedzieć „wierzę” i „jestem chrześcijaninem”, ale o wiele trudniej jest to wykonać. Bycie uczniem Jezusa zobowiązuje. Nie można być w tym ciepło-letnim. Trzeba być gorącym. Czy jestem? Czy w autobusie, pracy, na zakupach, jestem chrześcijanką? Czy moje zachowanie o tym świadczy? Czy może po prostu tylko mówię, że jestem, a nie jestem…?

Na całym świecie za wiarę codziennie giną ludzie. Czasami są to ludzie, którzy dopiero niedawno poznali Boga. A jakże silne i dojrzałe jest już ich chrześcijaństwo.

A my? Jak mocna jest nasza wiara? Czy tak samo silna jak ich? Nie musimy za nią ginąć, ale czy potrafimy codziennie przyznawać się do Jezusa? Tam, gdzie jesteśmy i w tych sytuacjach, w których uczestniczymy? Czy jesteśmy jak ojciec syna marnotrawnego, czy może raczej jak jego brat? Bardziej celnik, czy może faryzeusz? Abel czy Kain? Czy walczymy z belką we własnym oku, czy może tylko wytykamy drzazgę w cudzym?

Tak, bycie prawdziwym uczniem Jezusa to wielkie powołanie i jednocześnie nasze wspólne zadanie, bez względu na okoliczności i status społeczny. To łaska, o którą musimy prosić Ojca, z płonącym i gotowym do służenia Mu sercem. Bez niej nic uczynić nie zdołamy.

Panie Jezu przymnóż nam wiary, żebyśmy w momencie próby zawsze wybrali Ciebie i nigdy Ciebie nie zawiedli. Obdarz łaską modlitwy w każdej chwili i sytuacji, aby Bóg był zawsze w centrum naszego życia i pomagał nam podejmować wszystkie decyzje. Panie dodaj nam miłości, pokory i łagodności, żebyśmy umieli patrzeć na ludzi tak, jak Ty na nich patrzysz. Obdarz radością i ufnością, żebyśmy przestali narzekać i z uśmiechem czynili dobro. Jezu, zabierz od nas wszelki strach i wlej w nasze serce nadzieję i pokój, i poprowadź nas Twoją drogą. Zrób z nami to, co chcesz. Jesteśmy cali Twoi. Z Maryją, naszą Matką. Amen