Billboard
Pojawił się znienacka. Ogłuszył. Wytknął. Nazwał rzecz po imieniu. I został zaatakowany. Nie on sam, to prawda, ale ten, kto się ośmielił. Bo poprawność kulturalno-społeczna nie toleruje prawdy. A przynajmniej nie takiej prawdy. Bo modne są dzisiaj pół-prawdy, prawie-prawdy, coś-koło-prawdy i wszelkie pseudo-prawdy. A także prawdy-inaczej. Bo przecież mało kto przyzna się, że żyje w kłamstwie. Bo w końcu Ewangelia to głoszenie Dobrej Nowiny. A nie złej. Bo prawda boli. A bólu w świecie mamy dość, więc po co go dokładać. Przecież jest tyle niesakramentalnych małżeństw… No i do tego znowu ten Kościół. Ten zły, bo znowu broni nauki Jezusa. A naukę Jezusa już przecież czas dostosować do postępu cywilizacyjnego i obyczajowego. Bo tak będzie lżej. I łatwiej. Oraz prościej. Bezproblemowo. Pozornie przynajmniej. Ale czy na pewno…?
„Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swojego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”. Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. Teraz on tu doznaje pociechy a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może, ani stamtąd do nas się przedostać.” (Łk 16, 24-26).
To Słowo z dzisiejszej Ewangelii. Ale zaraz, zaraz… jak to? Tak straszyć? Że przepaść? Że cierpienie? I w ogóle jakieś płomienie? Ale za co??? Że tylko za dobrą zabawę? No tak. Tak jest napisane. Dzień w dzień bogacz żył według własnego pomysłu na życie. Nawet nikogo nie zabił. To jak to jest z tą nowiną? No właśnie tak. Właśnie to jest głoszenie Tej Dobrej Nowiny. Z miłością ostrzeganie przed przepaścią. Nie kradnij. Nie cudzołóż. Nie kłam. Nie czyń z majątku własnego bożka. Postaw Pana Boga na pierwszym miejscu. Bądź drugi. Nigdy pierwszy. Bo będziesz ostatni.
Nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu. Odważnie a nie szeptem i po kryjomu. Musimy stanąć w Prawdzie i głosić Ją każdemu. Tak, stanięcie w prawdzie boli. Zawsze. Ale tylko na początku. Bo wymaga zmierzenia się z własnym egoizmem i poddania się. Woli Bożej. Za to potem jest już tylko radość i Prawdziwa Wolność. Przez duże P i duże W.
Nawracajmy się, „bo bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 3, 2). Zamiast zastanawiać się, co zrobić z grzesznikami, pokazujmy im Drogę. Najlepiej własnym życiem. Nie ustawajmy w tym. Głośmy naukę naszego Zbawiciela. Bez kompromisu. Tak, jak robił to sam Jezus i Jego Uczniowie.
Dlaczego mamy zamilknąć…? Dlaczego głoszenie prawdy zawartej w 10 Przykazaniach Bożych to głoszenie złej nowiny a nie dobrej? Dlaczego mówienie, żeby nie cudzołożyć to mieszanie kogoś z błotem? Dlaczego…? Od dawna już się o tym nie mówi tak bardzo wprost. Nawet w Kościele, który stara się otoczyć miłością i wsparciem rozwodników. I skutek tego wcale nie jest taki, że kościoły zapełniają się. Nie, one pustoszeją.
Tak, konkubinat to cudzołóstwo. Seks przedmałżeński to cudzołóstwo. Zdrady małżeńskie to też cudzołóstwo. I nieczyste myśli to cudzołóstwo też. I nawet pożądliwe patrzenie na kogoś to też jest cudzołóstwo. Bo tak powiedział Jezus. I ja Mu wierzę. I niech to sobie będzie wypisane nawet na billboardach, tak jak kiedyś na tablicach Mojżeszowych. Bo taka jest prawda. Po prostu.
<3
Konkubinat oczywiście nie jest cudzołóstwem. Konkubinat to wierność. Nie mówiąc już o kohabitacji…
Jeśli jest „biały”, tak jak białe małżeństwo rozwodników bez stwierdzonej nieważności, to zapewne nie jest 🙂
Pierwsza z brzegu definicja z Wikipedii:
„Konkubinat, kohabitacja – nieformalny związek dwóch osób, pozostających w pożyciu, bez usankcjonowania w świetle prawa jako małżeństwa.
Z praktyki orzeczniczej wiadomo, że jako konkubinaty traktowane są związki, w których trudno ustalić powiązanie stosunków osobistych z majątkowymi przy jednoczesnym istnieniu więzi fizycznej i wspólnym mieszkaniu.”
Pozdrawiam 🙂