
Małżeństwo nie do rozbicia
Być może właśnie stoisz na życiowym rozdrożu i wciąż nie wiesz, co zrobić. Możliwe, że już podjąłeś decyzję i jesteś przekonany, że tym razem nie mylisz się i na pewno wiesz co robić. A może jeszcze niczego nie postanowiłeś ale jesteś bliski. A może już to zrobiłeś. A może jesteś kobietą i zamierzasz odejść od męża. Chcesz podrzeć zapisaną kartę waszego wspólnego życia, bo od dnia ślubu zdążyła się już zapisać bazgrołami, i sięgnąć po nową. Nowa karta, nowe życie. Biała, czysta, pachnąca nowością. Kusi tajemnicą i wiele obiecuje. Sam dobrze wiesz, co oczami wyobraźni na niej widzisz. Sama dobrze wiesz, co chcesz, żeby zostało na niej zapisane.
Wiesz też doskonale, czego na niej nie przeczytasz. Jej gderania, że za późno wróciłeś z pracy. I pretensji, że nie kupiłeś masła, nie wyrzuciłeś śmieci i znowu zapomniałeś pocałować ją na „do widzenia”. I że musicie porozmawiać, bo dłużej tak się nie da. Nie znajdziesz na niej jego skarg, że obiad jeszcze niegotowy, i że znowu odwiedziła cię twoja matka. Nie będzie wzajemnych roszczeń i zarzutów. Będzie miłość, zrozumienie i nadzieja. Tak jak… no właśnie… tak jak na początku waszej wspólnej kartki. Tak jak na początku każdego związku. Każdego. Bez wyjątku. Odrzucasz tę myśl, bo zmierzenie się z prawdą boli. Musiałabyś przyznać się do własnych słabości. Musiałbyś schować do kieszeni męską dumę. Musielibyście wyciągnąć do siebie ręce i przypomnieć sobie to wszystko, co was połączyło. I zdobyć się na wysiłek stawienia czoła przeciwnościom. O wiele łatwiej jest uciec, podrzeć, podeptać i udawać, że nic się nie stało. I zacząć od nowa…
Na pewno pamiętasz, gdy zobaczyłeś ją po raz pierwszy. Szła brzegiem morza, w jej włosach tańczył wiatr i promienie zachodzącego słońca, a w jej oczach zobaczyłeś całą swoją przyszłość. U jej boku. To była miłość. Chyba. Chyba, bo wcześniej czegoś podobnego nie przeżyłeś. Więc to musiało być to, o czym od wieków rozpisują się poeci – miłość od pierwszego wejrzenia. Może i tak. Zauważyła, że jej się przyglądasz. Spodobał ci się. Pokazałaś mu to w drgających w uśmiechu kącikach ust. Serce zabiło w tobie mocniej, gdy odwzajemnił twój uśmiech. Potem spotkaliście się przypadkiem jeszcze kilka razy i sam nie wiesz kiedy opowiedziałeś jej całe swoje życie. Słuchałaś go z taką uwagą, jakby od tego słuchania zależało całe twoje życie. Podziwiałeś jej mądrość. A ty zachwyciłaś się jego artystyczną duszą. I dzięki tobie po raz pierwszy zobaczyła morze spadających gwiazd. Meteorytów – poprawiałeś ją a ona się śmiała. Przy nim czułaś się mądra. I piękna. I uwierzyłaś jak mówił, że masz zielone oczy, chociaż w dowodzie wpisane masz szare. Przy niej poczułeś się wolny. Nie chciało ci się nawet palić, chociaż wcześniej w podobnych sytuacjach, gdy emocje brały górę, z radością zaciągałeś się papierosem.
Staliście się parą. Nie wypuszczałeś jej ręki ze swojej, snuliście plany na przyszłość. Mieliście tyle wspólnego. Pokochałeś jej opanowanie, spokój i wrażliwość. Lubiłaś w nim jego cierpliwość, czułość i oczytanie. I to jak bardzo liczył się z twoim zdaniem. Momentami nawet cię to złościło, prowokowałaś go do sprzeciwu, wyrażenia innych emocji niż twoje własne. Jednak zawsze zapewniał cię, że twoje słowa są jego, twoja radość jego, aż w końcu przestałaś z tym walczyć i uwierzyłaś, że jesteś jedyna. I kochana.
Coraz częściej padały słowa o małżeństwie. Pobraliście się. I nagle… wszystko się… zmieniło? Być może pierwsze bazgroły pojawiły się, gdy zaszła w ciążę. Być może wciąż czułeś się niedojrzały do tej roli i potrzebowałeś więcej czasu. Nie rozumiałaś dlaczego nagle zamilkł i zaczął ciebie unikać. Wzajemne pretensje zaczęły brudzić kartę waszego życia kleksami. Zmieszanymi z twoimi łzami.
Gdy urodziło się dziecko, kartka podziurawiła się w miejscach kleksów i łez i powoli zaczęła się drzeć. To ciebie zupełnie przerosło. W głębi duszy wciąż czułeś się chłopakiem z plaży i nie byłeś gotowy na nowe, dojrzałe wyzwania. W sercu byłaś dziewczynką stęsknioną za miłością ojca, której nigdy nie doznałaś. Zaczynało ograniczać cię dosłownie wszystko. Jej miłość, jej prośby, jej próby zrozumienia ciebie, jej matka, rodzina. Dziecko. Czy ona nie mogła zrozumieć, że tobie już to przestało się podobać. Kiedyś, gdy sam byłeś dzieckiem wystarczyło pokazać język koledze, zabrać zabawki i wrócić do domu. Wciąż mu ufałaś i nie rozumiałaś jego milczenia. Nie rozumiałaś, co się stało. Przecież powinno być tylko lepiej. Na dobre i na złe, już na zawsze. Spadające gwiazdy i splecione dłonie. Bo przecież miłość nie wygasa nagle, o tak sobie, jak zdmuchnięty płomyk. Jednak ty jednym ruchem przedarłeś kartkę na pół, a potem jeszcze na pół, i jeszcze… Wybacz, że zwracam się teraz tylko do ciebie, jednak statystyki są brutalne, a mnie będzie łatwiej wyrazić myśl.
I gdy już tak stałeś nad strzępami waszego życia, kątem oka dostrzegłeś tamtą. Wydała ci się taka… bezproblemowa. Zobaczyłeś ją w twojej niegdyś ulubionej knajpce, do której po jednej z kłótni z żoną wpadłeś na jednego. Zmysłowo paliła papierosa, przed nią stało niedopite piwo. Jak tobie się wtedy chciało zapalić! W tym papierosie, piwie i jej przychylności zobaczyłeś swoją wolność. To tamta zainicjowała rozmowę a ty wypłakałeś na jej ramieniu wszystkie swoje żale i nieszczęścia. I nikt tak jak tamta nie potrafił cię wtedy pocieszyć. W jednej chwili byłeś gotowy na nowe. Byle tylko nikt nie przypominał ci o żonie, i o chorym dziecku. O czekającej go rehabilitacji… Może gdybyś wtedy wiedział, że dziecko z tego wyjdzie, że będziecie mieć przed sobą jeszcze wiele pięknych beztroskich dni, może wtedy nie zapaliłbyś tego papierosa.
Takich sytuacji jest tysiące. Czasami miłość „kończy się” po kilku miesiącach, a czasami po kilkunastu lub nawet po kilkudziesięciu latach. Nie ma reguły. Ale w każdym przypadku scenariusz jest podobny. W pewnym momencie żona albo mąż „uświadamiają” sobie, że to przecież nie tak miało być. Pomijam zdarzenia patologiczne, w których to naprawdę nie tak miało być, jednak w większości przypadków odejście męża lub żony spowodowane jest pragnieniem jakiejś wyimaginowanej odmiany i potrzebą tzw. wolności. Ten sam papieros, który wcześniej kojarzył ci się z jej utratą, zacząłeś postrzegać jako symbol oswobodzenia.
Możesz sobie z tego nie zdawać sprawy. A może już to widzisz lub zrozumiesz dopiero po jakimś czasie. W każdym razie proszę cię, zatrzymaj się. Przypomnij sobie te wszystkie chwile, które was połączyły. Wszystkie wspólne zachody słońca i deszcze meteorytów. Jej włosy pachnące skoszoną trawą a jego jesiennym ogniskiem. Przypomnij sobie jej lub jego roześmiane oczy, uśmiech, który wydawał ci się najpiękniejszy na całym świecie, bezpieczne ramiona i ciepłą dłoń. Wspólne plany i marzenia. Każdą chwilę, którą spędziliście razem. Byliście młodzi, nic was nie ograniczało, mogliście zdecydować inaczej, a jednak wybraliście siebie. Zdecydowaliście się na wspólne życie, ślubowaliście sobie miłość na dobre i na złe, dopóki śmierć was nie rozdzieli. Przecież nie musieliście. Byliście wolni, w każdej chwili mogliście się wycofać, a jednak tego nie zrobiliście. Potrafiliście dać setki argumentów na to, że to ten jeden, ta jedyna, na całe życie.
Więc co się zmieniło? Jesteście przecież takimi samymi ludźmi, z takimi samymi pragnieniami, potrzebami i uczuciami. Nie zmienił się nawet świat. Jest taki sam, jaki był. Od wieków targany niepokojem i nękany wojnami. Sprawiedliwość i krzywda od lat idą w parze, a zło nieustannie walczy z dobrem. Jeśli w porę zdasz sobie z tego sprawę, to wygrasz. Wygra twoja rodzina i otrzymasz szansę wywiązania się z małżeńskiej przysięgi. Bo miłość to nie jest nieustanna pogoń za marzeniami. I nie jest to stan niekończącego się odurzenia endorfinami, feromonami czy czymś w tym rodzaju. Miłość to coś o wiele więcej.
Św. Augustyn powiedział, że miłość to wybór drogi miłości i wierność wyborowi. Miłość to decyzja. To przyrzeczenie. I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. I niech nie usprawiedliwia cię procent rozbitych rodzin. Po prostu wytrwaj. Pamiętasz ile razy chciałeś się poddać? Czy czułeś się wtedy lepiej? Może przez moment, gdy emocje jeszcze nie opadły. Ale później przychodziła refleksja i wtedy wszystko zaczynało wyglądać inaczej. Dlatego zapisuj tylko jedną kartkę, tę, na której jest tyle kleksów i łez. Po nową sięgnij tylko wtedy, gdy zabraknie miejsca na starej. I doklej ją do już zapisanej, bo tylko tak obie mogą stworzyć całość.
Pod żadnym pozorem nie drzyj tego, co zapisało wasze małżeństwo. A jeśli podarłeś, proszę cię, pozbieraj, ucałuj i sklej. A potem zalaminuj, żeby już więcej nigdy się nie zniszczyło. I pozwól sobie pomóc. Trudno jest samemu stawić czoła porażkom, zwątpieniom i pokusom. Pogadaj z zaprzyjaźnionym kapłanem, pojedź na jakieś mocne rekolekcje, poproś o modlitwę znajomych, rodzinę. Chwytaj wszystkie koła ratunkowe, jakie są tylko możliwe. Chwyć za różaniec. A na owoce nie będziesz musiał długo czekać. Bo waszego małżeństwa, jeśli tylko było ważnie zawarte, broni sam Duch Święty, który wszedł w waszą relację w dniu ślubu. Proszę cię tylko o cierpliwość. I o wytrwałość.
A teraz pozwól, że zwrócę się do ciebie… tej… drugiej.
Jeśli kiedykolwiek na swojej drodze spotkasz mężczyznę, który jest mężem i ojcem, i który nawet nie ma rozwodu cywilnego, ani nawet orzeczonej separacji, proszę cię, nie częstuj go papierosem i nie podsuwaj mu nowej, czystej kartki. Jeśli będzie próbował dać ci własną, nie bierz. W domu czeka na niego żona. Kochająca i zrozpaczona. Która cierpi. A może nawet jest zła, bo słowa spadały między nimi jak kamienie. Musisz wiedzieć, że to, co wydaje ci się, że własnie staje się między wami, między nimi już się zdarzyło i trwa, i nikomu nie wolno tego niszczyć. Zwłaszcza tobie. Nawet jeśli próbujesz przekonać samą siebie, że to był jego wybór, że miał prawo, że ty miałaś… Nie miał. Nikt nie miał.
Pamiętaj, proszę, on ją kocha. Choć żal, złość, może strach lub bezradność, które w tej chwili czuje jego serce, są tak silne, że jest w stanie myśleć wyłącznie o sobie. Pamiętaj, że czekają na niego dzieci. One też go potrzebują. Musisz uwierzyć, że na zgliszczach rozbitego małżeństwa nie zbudujesz pałacu dla własnego. Nigdy.
I nawet jeśli przez jakiś czas uda ci się zawładnąć jego sercem i myślami, to z czasem oni staną się jego wyrzutem sumienia, które będzie tłumił i otulał w kokonie wyimaginowanych krzywd z przeszłosci. Dla własnego bezpieczeństwa, żeby nie zwariować. A ty będziesz się dziwić, skąd jest w nim tyle frustracji i dlaczego wciąż porównujesz się do niej.