
(Nie) boję się…? On mówi „Nie lękaj się!”
Strach, lęk, obawy, niepokój… Towarzyszą każdemu. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy na świecie dzieje się tyle zła. Boimy się bardzo często. Czasami strach jest tak mocno wpleciony w naszą codzienność, że nie potrafimy już nawet cieszyć się z tego, co mamy, bo i to za chwilę możemy stracić. Tak nam się przynajmniej wydaje. Odczuwamy strach przed niepewną przyszłością, chorobami, utratą pracy, wyśmianiem, pomówieniami, smutkiem, przełożonym w pracy… Boimy się, że ktoś odkryje nasze słabości i będzie próbował to wykorzystać. Albo że nie jesteśmy zbyt dobrzy, zbyt mądrzy, zbyt pobożni… Sporo tego. Zawsze znajdziemy sobie powód do niepokoju. I nie ma chyba na całym świecie człowieka, który nie doświadczyłby uczucia lęku. Pytanie tylko, dlaczego?
Może dlatego, że polegamy wyłącznie na sobie i staramy się nad wszystkim panować. A także sprostać wszystkiemu też musimy. Bo takie mamy ambicje. Lub tego oczekują od nas inni. Tak, zbyt często tkwimy w błędnym przekonaniu, że musimy spełniać oczekiwania innych. I może udowadniać, że jesteśmy lepsi, niż w rzeczywistości. I zupełnie wyjątkowi. Czasami tylko sobie, a czasami całemu światu. I jeszcze wszystko przewidzieć byśmy chcieli. Albo może raczej powinniśmy. Tak byłoby najbezpieczniej. Nic by nas wtedy nie zaskoczyło. Panowalibyśmy nad sytuacją. Ale wiemy, że nie jesteśmy w stanie… Wpadamy więc w stany depresyjne i lękowe, nie możemy spać, czujemy się coraz bardziej przygnębieni. Niby dużo osiągnęliśmy, niby wydaje nam się, że mamy jakoś pod kontrolą to nasze życie… Czujemy, że przecież coś jest nie tak… Bo może próbujemy być jak… Bóg? Doskonali. Wszechprzewidujący. Arcymądrzy. Anielsko dobrzy…
Wtedy wkracza strach, który tylko czeka na naszą słabość, by rozpanoszyć się w naszym umyśle i sercu na dobre. I mimo, że wiemy, że jest złym doradcą i ma wielkie oczy, to i tak się boimy. Że nie okażemy się zbyt wyjątkowi (lub nawet tylko trochę). I że będziemy odtrąceni. Boimy się cierpienia, bólu i bezsilności. Nie chcemy stać się kolejnym Hiobem, choć podziwiamy jego siłę i wiarę. Ale… czy na pewno już się nim nie staliśmy? W Hi 3, 25 sam Hiob wyjaśnił, dlaczego doznał tak wielkiego cierpienia – „bo spotkało mnie, czegom się lękał, bałem się, a jednak to przyszło”… Bo strach otwiera drzwi złu i daje mu pole do popisu. I tylko od Boga żadne zło nas nie spotka.
Ponoć ktoś kiedyś policzył, że w Piśmie Świętym Bóg wypowiada do człowieka słowa „nie lękaj się”, w różnej formie, aż 365 razy. Nie wiem, nie liczyłam, nie było mi to do niczego potrzebne. Wiem tylko, że bardzo bardzo wiele razy mówi: nie bój się, nie lękaj się, nie martw, Ja Jestem.. I to mi wystarcza. I to musi coś oznaczać. Nieustannie, z troską i cierpliwie, Bóg, który jest Mądrością i Miłością, i z pewnością wie, co mówi, potrząsa nami z czułością i prosi nas o zaufanie: „Nie lękaj się!”.
Oddajmy Mu nasze troski i zmartwienia. Nasze słabości, niedoskonałości i upadki. Pozwólmy sobie na bycie słabym i uznajmy własną małość. A Jego wielkość. Zawierzmy Mu życie. A On nas obroni i da nam Swoją siłę i moc. Zamknijmy oczy i podajmy Mu nasze dłonie a On nie wypuści ich ze Swojej, i poprowadzi nas prostą drogą, na której nie będziemy musieli się bać. Bo na Jego drodze nie ma zła. I możemy być pewni, że nie potkniemy się o najmniejszy kamyczek. Wierzę w to gorąco!
Więc jak? Przestajemy się bać? Tak! Tak po prostu. Teraz. I na zawsze. Bo przecież Najwyższy o to prosi i czeka na nasze „amen”…
Amen? Amen! 🙂