
Między nami ekspertami
Dokąd zmierzamy, my katolicy, którzy chcemy zamknąć Pana Jezusa w kościele jeszcze bardziej. W kościele, który i tak przeważającą część roku jest zamknięty na głucho. Co się z nami stało, że pragniemy bronić Pana Boga przed naszymi własnymi modlitwami, bo boimy się, że może się ona Panu nie podobać. My, którzy i tak prawie przestaliśmy się już modlić.
Przestaliśmy się modlić, za to zostaliśmy ekspertami w dziedzinie „jak należy się modlić”:
Ręce uniesione do góry? – Nie, to protestanckie.
Śpiewy? – Byle nie za głośno. No, chyba że podczas Eucharystii. Ale wtedy też raczej tak półgębkiem, albo wcale, bo przecież modlę się sercem.
Modlitwa tańcem? – Tego to już na pewno za wiele.
Śpiew po Eucharystii podczas modlitwy uwielbienia? – Zupełnie niepotrzebny, przecież można w ciszy.
Uczestniczenie w modlitwie uwielbienia? – Niedobrze, po co to komu? Tylko modlitwa w ciszy ma sens.
Kościoły otwarte? – Dobrze.
Kościoły pozamykane? – Słabo. Zwłaszcza w pandemii.
Kościół, który normalnie jest zamknięty ze względu na małą liczbę wiernych a otwarty w celu uczestniczenia w modlitwie uwielbienia prowadzonej przez kapłana? – To naprawdę nie jest potrzebne!
Pogubiliśmy się. Tak bardzo, że o tej modlitwie, której jesteśmy ekspertami, nie pamiętamy.
Tymczasem nie przestawajmy się modlić.
Możemy wołać do Pana jak niewidomy spod Jerycha (głośno), albo mieć wzniesione ręce jak Mojżesz (tak długo, jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę; gdy ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita). Możemy modlić się tańcem jak Dawid (tańczył z radości przed Arką Przymierza), albo na Różańcu.
Módlmy sie po cichu (jeśli innym nasza modlitwa może przeszkadzać) lub na głos (w kościele podczas Eucharystii lub śpiewając i wielbiąc Pana na modlitwach do tego przeznaczonych, albo zwyczajnie w domu).
Znajdźmy formę modlitwy, która jest dla nas najbardziej odpowiednia. Tylko nie przestawajmy się modlić…