
Inna
Muszę podzielić się z Wami pewnym świadectwem.
W mojej parafii jest dziewczyna, w moim wieku, po czterdziestce, ma zespół Downa. Kojarzę Ją z kościoła. Tylko tam ją widuję, mieszkamy w różnych częściach miasta. Lubię, gdy przychodzi na tę samą Mszę Świętą. Lub może raczej, gdy ja przychodzę wtedy, co Ona. Zdarza się, że ukradkiem Ją obserwuję. Tę Jej ufność do Boga, to Jej rozmodlenie, czynny udział, śpiew. Nie wstydzi się śpiewać, choć nie ma głosu solistki operowej. Ona wie, po co tam jest. I wie, że On wie… A ja… uczę się. Ona mnie uczy tej pokornej, ufnej relacji Bóg – człowiek. To widać. Z tego można zaczerpnąć, by zweryfikować własną postawę.
Zadajemy sobie tyle niepotrzebnego trudu w życiu. Analizujemy, próbujemy być zapobiegawczy, tworzymy różne plany i scenariusze, frustrujemy się, gdy coś nam nie wychodzi, gdy nie tak miało być. Żyjemy życiem innych, oceniamy, gniewamy, nie potrafimy przebaczyć.
Za każdym razem, gdy widzę tę dziewczynę, coś we mnie pęka. Jakaś kolejna skorupa, którą zdążyłam się opancerzyć od ostatniego razu. I uświadamiam sobie, że życie jest przecież proste. Że byłoby proste, gdyby mieć taką ufność i wiarę jak Ona. Bo przecież niepokoimy się i troszczymy o wiele, a potrzeba tylko jednego…